Moja opinia na temat artykułu inż. Gracjana Kuźniaka pt. Bezpłodność a polaryzacja magnetyczna
Mimo, że jestem specjalistą chirurgii i rehabilitacji i lekarzem ogólnym z problem bezpłodności z przyczyn nazywanych przez medycynę konwencjonalną idiopatycznymi stykam się od pierwszych lat swojej pracy zawodowej . Do końca lat 60-tych traktowałem je w sposób podobny jak konwencjonalna ginekologia. Dzięki różnym zbiegom okoliczności poza medycyną akademicką od połowy lat 60-tych zacząłem interesować się medycyną naturalną i niekonwencjonalną, w tym metodami kręgu akupunktury, radiestezją i bioterapią. Niemal od pierwszych spotkań z radiestetami zaskoczyło mnie odmienne podejście (szczególnie niektórych radiestetów księży) do problemów niepłodności z przyczyn pozamedycznych, a w medycynie zwanych idiopatycznymi. Z powodu niewielkiej w tym czasie wiedzy na temat energetyki procesów życiowych wypowiedzi radiestetów omawiających problem tego typu niepłodności i sposobów jej leczenia były dla mnie zaskoczeniem, do którego podchodziłem z dużą dozą sceptycyzmu. Dopiero pogłębianie wiedzy z zakresu radiestezji najpierw teoretycznej, a potem praktycznej we współpracy z wieloma najwybitniejszymi polskimi radiestetami powoli zmieniało mój stosunek do tego problemu. W pierwszej fazie tych zmian najpierw przemówiły do mnie coraz liczniejsze fakty, potwierdzające prawdziwość słów wielu radiestetów. Potem doszła do tego wiedza z zakresu akupunktury i bioelektroniki oraz pilna obserwacja działań wielu najwybitniejszych bioterapeutów. Życie dało mi okazję do obserwacji kilkudziesięciu ciąż i szczęśliwych narodzin dzieci u kobiet uważanych przez wiele lat za bezpłodne z przyczyn idiopatycznych, ale także u kobiet wielokrotnie roniących, rodzących niewcześnie czy przedwcześnie, a nawet rodzących martwe płody. W międzyczasie wielokrotnie udawało mi się i nadal udaje się brać udział w skutecznym wspomaganiu leczenia pacjentek z problemem bezpłodności idiopatycznej za pomocą zabiegów akupunktury, a czasem i zabiegów bioterapii (ale tylko we współpracy z bioterapeutami). W ostatnich dziesięcioleciach zapanowała coraz powszechniejsza moda na sztuczne zapłodnienia i inseminację In Vitro. Jako lekarz humanista od początku sceptycznie podchodziłem do tych metod, a wyniki obserwacji coraz szerszej i nie najlepszej praktyki innych uczyniły ze mnie zdecydowanego przeciwnika tych metod. Coraz łatwiejsza dostępność wiedzy na temat In Vitro w internecie czynią zbędnym szersze moje wypowiedzi na ten temat. Poza argumentami natury etyczno-moralnej przeciwnikiem metody In Vitro czynią mnie liczne niepowodzenia tych zabiegów i ich niekorzystny wpływ na stan zdrowia wielu kobiet, a w szczególności na ich układ hormonalny i stan psychiczny. Nie chcę także komentować ekonomicznego aspektu tej metody i pobudek lobbingu nią zainteresowanego.
Mam świadomość, że wobec szybko postępującego zmniejszania się populacji Polaków z powodu ujemnego przyrostu naturalnego i ciągle jeszcze utrzymującej się na wysokim poziomie emigracji, wzrost przyrostu naturalnego jest w naszym kraju jednym z najważniejszych celów strategicznych. Zadecyduje on w istotny sposób nie tylko o naszym miejscu w Europie i świecie ale także o standardzie ekonomicznym naszego życia. Ale czemu ten problem, wg statystyk stanowiący 15% wszystkich przypadków niepłodności usiłuje się rozwiązywać metodą In Vitro, niosącą ze sobą tyle problemów i zagrożeń? Czemu ignoruje się skuteczne, bezpieczne i tanie metody naturalne? W czyim interesie to leży?
W świetle dotychczasowej swojej wiedzy teoretycznej i praktycznej widzę ogromną wartość pracy inż. Gracjana Kuźniaka pt. Bezpłodność a polaryzacja magnetyczna par. Praca ta w sposób interesujący ilustruje postęp jaki w tym zakresie dokonał się w najnowszej radiestezji i bioterapii. Nie widzę obiektywnych powodów dla których nie mógłby on dotrzeć do polskiej medycyny konwencjonalnej, a szczególnie do ginekologii i położnictwa. Sprawa nabiera tym większej wagi, że jeśli nawet sejm uchwali ustawę akceptującą In Vitro (ciągle mało prawdopodobne), to i tak nie rozwiąże to większości polskich problemów, z ekonomicznymi włącznie. W tej pracy na szczególną uwagę zasługują przedstawione przez Autora następujące zależności:
- Przy polaryzacji właściwej obu płodnych partnerów rodzą się dzieci obu płci.
- W przypadku odmiennej polaryzacji u obu partnerów i przy braku niepłodności na świat przychodzą same dziewczynki.
- W przypadku jednakowej polaryzacji obu partnerów występuje brak potomstwa. W tym przypadku należy zmienić polaryzację u osoby o niewłaściwej polaryzacji dla jej płci. To znaczy – jeżeli obie osoby mają polaryzację męską, to kobiecie zmieniamy na polaryzację żeńską, a jeżeli obie osoby mają polaryzację żeńską to mężczyźnie zmieniamy na polaryzację męską.
- Występuje również zjawisko bardzo słabej polaryzacji (polaryzacja – 0) u jednego z partnerów. W tym przypadku występuje również brak możliwości poczęcia –należy przywrócić prawidłową polaryzację.
A to kolejny fragment pracy inż. Gracjana Kuźniaka zasługujący na głębszą analizę:
Zjawisko zapłodnienia komórki jajowej pod kątem energetycznym było badane przez ostatnie pół wieku. Badania były przeprowadzane w zakresie ładunków elektrycznych i wykazały, że plemniki, w zależności od tego czy zawierały chromosom X czy Y , były przyciągane przez różny ładunek elektryczny. Kolejne odkrycie wykazało, że błona komórki jajowej w przewidywalnych cyklach ma zmienny ładunek elektryczny, który przyciąga albo odrzuca plemniki z chromosomem X albo Y. Zmienna polaryzacja elektryczna błony komórki jajowej to naturalny sposób na regulację zmienności płci. Przypuszczalnie podobne zjawisko wywołuje polaryzacja magnetyczna komórki jajowej i plemników. Tak możemy wyjaśnić np. dlaczego nie dochodzi do zapłodnienia, jeżeli obaj partnerzy mają jednakową polaryzację lub zanik polaryzacji. Przy polaryzacji męskiej główka plemnika ma polaryzację plusową. W przypadku niewłaściwej polaryzacji kobiety zmienia się polaryzacja biegunowa komórki jajowej. Może to powodować, że plemnik o polaryzacji „męskiej” nie może wykonać reakcji akrosomalnej z komórką jajową o zmienionej polaryzacji. Układ polaryzacji męskiej i żeńskiej ma szczególne zacznie w chwili zaplemnienia i w pierwszych godzinach po zapłodnieniu tj. przy reakcji akrosomalnej plemnika, przy zespalaniu się obu komórek i na początku rozwoju płodu. W stosunkowo prosty sposób można dokonać przywrócenia prawidłowej polaryzacji osoby. Zmiana lub ugruntowanie polaryzacji może pozostać na stałe lub zmienić się po kilku godzinach lub dniach. Wtedy regulacje należy powtórzyć. Ważnym jest by odmienna polaryzacja u obu partnerów występowała w chwili poczęcia. Po tym okresie nie powinien następować zanik polaryzacji magnetycznej u kobiety. Omówione zmiany polaryzacji magnetycznej mają również znaczny wpływ przy zabiegach inseminacji czy In Vitro (część zabiegów kończy się niepowodzeniem). W przypadkach 3 i 4 zabieg inseminacji nie przynosi oczekiwanego efektu – poczęcia. W przypadku 4 zabieg In Vitro nie doprowadza do ciąży w przypadku zaniku polaryzacji u jednego z partnerów. Poziom ryzyka szczególnie wzrasta jeżeli zanik polaryzacji dotyczy kobiety. Przy tej metodzie mamy skuteczność na poziomie 40-50 %. Na zakończenie artykułu Autor pisze: Jako wiceprezes Stowarzyszenia Rzeczoznawców Radiestezji w Warszawie, proponuję współpracę ze specjalistycznymi gabinetami i klinikami leczenia bezpłodności. Podjęcie współpracy w celu przeprowadzenia badań pod kątem wpływu polaryzacji magnetycznej na bezpłodność. Nasze spostrzeżenia w połączeniu z osiągnięciami medycyny pozwolą na dalsze zmniejszenie liczby par oczekujących, często bezskutecznie, na własne dzieci.
Zdaję sobie sprawę, że przy ciągle jeszcze istniejącym w polskiej medycynie sceptycznym stosunku do procesów energetycznych organizmu takie podejście do spraw bezpłodności wydaje się nie do przyjęcia. Ale w medycynie i biologii ważniejsze od koncepcji teoretycznych są fakty, a te przemawiają na korzyść najnowszej radiestezji, wspieranej fizyką kwantową i nową biologią submolekularną. Czas najwyższy aby polscy decydenci polityczni i medyczni przełamali bariery psychologicznie i zaczęli się otwierać na szeroko pojętą integrację w medycynie, wbrew pozorom korzystną dla wszystkich, a niezbędną dla polskich pacjentów. A może minister Arłukowicz jako pierwszy dostrzeże w integracji medycyny szansę dla swego resortu i dla polskich pacjentów?
Lek. med. Eustachiusz Gadula specjalista chirurgii i rehabilitacji